Walka, zwątpienie, cel.

środa, 5 września 2012

Dzień za dniem..i znowu dopada mnie monotonia. Czuję, jakbym po raz kolejny utknęła w martwym punkcie, będąc o krok, od pójścia dalej. Wstaję rano i zastanawiam się co będę robić, co zrobić, by uczynić ten dzień lepszym, co zrobić by być bliżej wyzdrowienia. Co mogę zrobić sama, bez niczyjej pomocy? Jak walczyć, jak wygrywać, jak się zmotywować i jak się przełamać?
Nade mną wciąż " wisi" terapia. Psycholog zapewniła mnie, że nie zrezygnuje ze mnie, nie ważne ile miałoby to potrwać, da mi tyle czasu, ile będzie potrzebne i będziemy pracować tyle, aż w końcu się uda. Dostałam zadanie, by wypisać wszystko, co od czasu rozpoczęcia terapii udało mi się osiągnąć. A może już o tym pisałam?
W każdym razie, każdego dnia toczę walkę ze sobą, swoimi nastrojami, chęcią poddania się  rzucenia wszystkiego w jasną cholerę...Tylko czy to coś da? Czy to zmieni moją sytuację? Powtarzam sobie, że nie, choć cichy głosik w mojej głowie podpowiada mi, że i tak nic się nie zmienia. Ale to nie prawda. Zmienia się, tylko ja tego nie widzę, nie jestem w stanie dostrzec. Bo chciałabym by efekty były już, natychmiast..Niedługo, co zadziwiające, minie rok, odkąd zaczęłam prowadzić tego bloga..nie mogę w to uwierzyć, dlaczego to tak szybko mija..Chcę więcej czasu, więcej czasu na pracę, szybsze efekty, chcę być zdrowa już, teraz, natychmiast!! Ale spokojnie, wszystko spokojnie. I tak jest ciągle. Wewnętrzna walka, wewnętrzne dialogi, przekonywanie samej siebie..
Teraz jest dla mnie ciężki okres, bo rozpoczął się nowy rok szkolny. Gdy w poniedziałek wyszłam na spacer z psem i wszędzie widziałam dzieci i młodzież wracających z rozpoczęcia powstrzymywałam się, by nie rozpłakać się na ulicy. Mija kolejny rok, a ja wciąż nie jestem w stanie wrócić, wciąż jest na tyle źle, bym nie była w stanie kontynuować nauki. Tyle mnie ominęło, tyle straciłam i nigdy tego nie odzyskam. Gdybym chociaż mogła zyskać nowe doświadczenia, dążyć do celu, zdać maturę, pójść na studia..może w końcu pogodziłabym się ze stratą i przestała uważać siebie za kogoś niewartego uwagi, bo bez żadnej wiedzy, bo bez skończonej szkoły..Część moich marzeń pewnie nigdy się już nie spełni. Część jest już stracona. Tak bardzo chciałabym codziennie rano ubierać się i wychodzić do pracy, do szkoły, gdziekolwiek, byleby mieć cel, sens w życiu, robić coś z czego ja i inni mogliby być dumni..Coś, co dawałoby mi satysfakcje, lub chociaż pieniądze, które potem mogłabym wydać na to co potrzebuję..Chcę być samodzielna, odpowiedzialna, wykształcona. Nie chcę całego swojego życia spędzić jak teraz. Zdaję sobie sprawę, że życie wielu osób wygląda podobnie jak moje. Nic poza sprzątaniem, gotowaniem, spacerami. Ale ja tak nie chcę. Nie zostałam do tego stworzona i duszę się w takiej sytuacji, mam dość, potrzebuję zmiany, potrzebuję celu i dążenia do jego osiągnięcia. To tak bardzo boli. Boli, że miałam być kimś innym, niż teraz jestem, niż się stałam.
Próbuję myśleć pozytywnie, próbuję się nie poddawać i wierzyć w to, że z czasem tak właśnie będzie. Póki co jest to dla mnie odległa przyszłość, która wydaje się niemożliwa, ale przecież ciężka praca nad sobą musi w końcu przynieść efekty..Czasami jestem zagubiona, czasami nie wiem co robić, jak robić i po co..Ale póki co walka z tym, jest moim jedynym celem. Tym najważniejszym , bo jak już ją wygram, to będę mogła robić co tylko chcę i nikt mnie nie powstrzyma..

4 komentarze:

dwdffwef pisze...

Domi, a jeśli mogę zapytać ile masz lat?
ja przyznam Ci, o ile nie wiesz, że mam 28, kilka razy próbowałam zaczynać (studia, studium, kurs z certyfikatem). Raz na kilka udało mi się coś zakończyć. Straciłam kilka lat, około 10 i to boli, boli psychicznie i fizycznie już. Jeśli masz wpływ na to by nie zmarnować tyle czasu co ja to staraj się z całych sił, szukaj pomocy i dawaj ją sobie sama, bo przeczekanie życia przeraża bardziej niż cokolwiek innego.
powodzenia!

domi pisze...

Mam 20 lat. Skończyłam tylko 1 liceum, więc również jestem w tyle..A wciąż niestety nie jestem w stanie od nowa udać się do szkoły, jeszcze nie. Może w styczniu, bo zaoczna to na semestry? A może dopiero za rok? Nie wiem, chyba przestałam już tak planować, bo potem jest tylko zawód..wiem, że jak będę wychodzić już z domu na tyle, by przebywać poza nim parę godzin w jakimś miejscu to pierwsze co szkoła..i praca..ale kiedy to będzie, ciężko powiedzieć. Ale fakt, że to boli. Niestety.

ilovebake.pl pisze...

Rozumiem Cię bo sama mam czasami monotonne dni, gorsze nastroje i ogólnie myśli destrukcyjne. Mimo wszystko staraj się każdego dnia zrobić coś miłego dla siebie z czego będziesz się cieszyć, nie czekaj na jutro, jeśli nie masz sił nie myśl o tym tylko wykonaj to co chcesz, machinalnie. Pamiętaj, że każdy dzień to o jeden dzień stracony w życiu jeśli go nie wykorzystasz, jeden dzień zmarnowany na dręczeniu siebie, gdzie mogłabyś zrobić coś nowego. Wiem, że jesteś w domu, ale nawet w nim można robić fantastyczne, twórcze rzeczy. Naucz się czegoś nowego, czytaj książki o własnej wartości, aby wzmocnić swoją samoocenę i broń boże nie poddawaj się i nie myśl, że całe życie przed Tobą, bo nim się zorientujesz nie będzie już połowy. Trzymaj się kochana :)

Willow pisze...

Kurcze, czy studia świadczą o uzyskanej wiedzy?, przecież możesz czerpać z tylu rożnych źródeł jak warsztaty, seminaria czy otwarte wykłady....kwestia organizacji i zaplanowana czasu zgodnie z własnymi potrzebami;) odnoszę wrażenie, ze za bardzo skupiasz sie na negatywnych i na tym czego nie mozesZ....pozdrawiam E

Prześlij komentarz