Biblioteka, tramwaj, droga i empik.

czwartek, 13 września 2012


Czas poza domem: 3h 10 min
Dzisiejszy dzień wykończył mnie psychicznie. Niedawno narzekałam na nudę i na to, że mało się dzieje, ale ostatnie 2 dni spędziłam dość aktywnie i zanim się obejrzałam był już wieczór. Dziś obudziłam się gdy za oknem padał deszcz. Nie ukrywam,że uwielbiam jesień, mimo szarówy za oknem i padającego deszczu. Na mnie działaj to uspokajająco i błogo. Uwielbiam leżeć wieczorem w ciepłym łóżku i słuchać szumu dochodzącego zza okna..Dlatego też po wstaniu zabrałam psa na długi spacer do parku. Nikogo nie było, tylko my. Rzadko pojawił się ktoś przebiegający w pośpiechu. Nam to nie przeszkadzało, byłyśmy szczęśliwe.
W związku z pogodą, moje codzienne czytanie w parku musiało ustąpić na rzecz czytania w bibliotece. Z początku czułam się niepewnie, bo dawno tam nie zaglądałam. Zawsze to co innego, niż siedzenie na ławce na świeżym powietrzu. Panie z biblioteki dopytywały się czy czegoś potrzebuję, kręcili się ludzie. Nie czułam się już tak swobodnie i anonimowo. Mimo to spędziłam tam godzinę, bo nie miałam nic innego do roboty, a mimo mojej sympatii do deszczu, włóczenie się w nim bez celu, nie wydawało mi się korzystne dla mojego zdrowia i nie przynosiło żadnych korzyści. Początkowo miałam zamiar szybko wrócić do domu. Chciałam odpuścić dziś udawanie się na pętle i próby wsiadania do tramwaju. Pomyślałam jednak, że skoro raz się udało, to szkoda byłoby to zaprzepaścić i lepiej jak najszybciej spróbować ponownie. Dlatego mimo obaw, poszłam w kierunku pętli i nie zważając na wątpliwości doszłam na miejsce. Na moje szczęście na ekranie pojawiła się informacja, że do odjazdu zostało 6 min. Nie odważyłam się jeszcze przejechać przystanku. Korciło mnie by spróbować, ale jeszcze nie tym razem. Może jutro poczuję się na tyle silna, by się udało. Boję się tylko, że tramwaj zatrzyma się na skrzyżowaniu, a ja spanikuję i stanie się coś złego. Od razu przypomina mi się to cholerne skrzyżowanie na dworcu centralnym, gdzie tramwaj stał i stał i stał i stał, co czasami trwało wieczność..I gdzie ostatecznie zemdlałam. Zobaczymy, co przyniesie jutrzejszy dzień.
Gdy wróciłam do domu, zmarznięta, ale zadowolona, czułam, że jestem coraz bliżej przełomu. Wiedziałam, że czeka mnie dziś jeszcze jedno zadanie.
Jak co dzień wieczorem, ćwiczyliśmy jazdę do gabinetu. Dziś udało nam się przejechać 1/4 drogi. Potem kręciliśmy się bez celu, aż zawędrowaliśmy do pobliskiego empiku..chwila wahania i wątpliwości czy dam radę. Czy nie spanikuję, jak samochód się zatrzyma. Czy nie zjedzą mnie nerwy, nie będę chciała uciekać i w sekundę znaleźć się w domu. Czy nie zemdleję, uciekając w panice. Postanowiłam zaryzykować i nic się nie stało. Książki nie udało mi się kupić, ale jutro też jest dzień i będą kolejne próby.
Po tym wszystkim jestem zmęczona psychicznie. Mimo, że nie odczuwałam lęku który objawiałby się fizycznie, to czuję się wypruta z emocji i muszę nabrać sił. Bo teraz jak ruszyłam dalej znowu chcę więcej i  jeszcze więcej. Z doświadczenia wiem jednak, że nie mogę na siebie zbyt wiele nałożyć, bo wtedy zwyczajnie mnie to przerośnie. Niech wszystko porusza się w swoim tempie i niech będzie tylko lepiej.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Będzie już tylko lepiej:) Pędzisz do przodu a mnie duma rozpiera mój Aniele Stróżu :)

Prześlij komentarz