hurra, hurra, hurra!

sobota, 7 lipca 2012

Zwlekałam z napisaniem tego posta, bo..bo wciąż do mnie nie dociera to, co dziś mi się udało! Otóż dziś rano, po raz pierwszy od 2 lat moja noga stanęła w...centrum handlowym! Nie wierzę, nie dociera to do mnie. Może to mi się tylko śniło, wydawało?
A wszystko dzięki temu, że P. mnie przycisnął. Próbowałam się wymigać, odłożyć, mówić że nie dziś, że kiedy indziej..ale tym razem nie odpuścił i..postanowiłam, że spróbuję, że chociaż zejdziemy do samochodu...Najpierw miałam w nim tylko posiedzieć, potem mieliśmy tylko dojechać do pewnego momentu i skręcić do domu, a potem mieliśmy tylko minąć centrum handlowe nie zatrzymując się. Potem mieliśmy tylko wejść i wyjść..a potem już spacerowaliśmy po galerii, wjechaliśmy na drugie piętro, nawet chwilę posiedzieliśmy na ławce. Sklepy były jeszcze zamknięte, bo przyjechaliśmy za wcześnie. Szkoda, bo może nawet bym coś kupiła? Może dłużej byśmy posiedzieli?
W drodze, myślałam, że nie dam rady,wszystko we mnie krzyczało, że chcę do domu, że lepiej zawrócić, że muszę uciekać, że się boję, że zemdleję, a nie chcę mdleć, że wolę wrócić i nie ryzykować strachu i omdlenia..Ale nie wypowiedziałam swoich myśli na głos, choć stoczenie z nimi walki nie było proste. Gdy wysiadłam z samochodu było już prościej. Ale po 15min poczułam, że mam dość jak na pierwszy raz, a raczej, że mój organizm ma..Na dworze gorąc..Wsiadając do nagrzanego samochodu było mi źle i pierwsze chwile denerwowałam się, że zemdleję zanim dotrzemy do domu, ale nic takiego się nie stało. Poszliśmy jeszcze do parku, ale zaczęłam czuć się zmęczona, mimo, że tak naprawdę nie miałam żadnych fizycznych objawów lęku.
Co dziwne jak myślę o tym sukcesie jestem szczęśliwa, ale..chce mi się płakać. Nie wiem dlaczego, po prostu mi się chce. Jednocześnie ze szczęścia, wzruszenia..i lęku, że sobie nie poradzę, że nie dam rady. Ciężko mi się było odnaleźć, nie mogę uwierzyć, że tam byłam, że szłam wśród ludzi..wszystko to takie dziwne, dziwnie to brzmi jak to mówię..Boję się, że to tylko złudzenie, że to wszystko zaraz z powrotem się rozsypie. Boję się uwierzyć, że jest lepiej, boję się uwierzyć, że z tego wychodzę, bo boję się, że jak w to uwierzę, jak zacznę się z tego cieszyć, to wszystko z powrotem się posypie i wrócę do punktu wyjścia..Targają mną silne emocje dziś..jednocześnie zmęczenie, jednocześnie przebłyski szczęścia, niepewności, zwątpienia..Boję się uwierzyć, boję się ucieszyć..boję się zwyczajnie rozpłakać ze szczęścia, że się udało..
Jutro próbujemy znowu. Nadal jest to wyzwanie. Nadal nie jestem pewna, czy się uda..Ale nie mogę doczekać, aż pochwalę się psychologowi, że się udało. We wtorek mam wspólną sesję z panią psycholog i chłopakiem ,na której ma pomóc mu powiedzieć, jak ze mną postępować by mi pomóc..Jej zdaniem otoczenie w okół mnie zbyt mi pozwala na trwanie w chorobie, poprzez to, że nie chcą mnie do niczego zmuszać więc przyzwyczaili mnie do tego, że ode mnie się nic nie wymaga..Oczywiście nie robią tego specjalnie, po prostu każdy chce żeby było jak najlepiej i tak jak ja chcę i nic na siłę..ale podobno tak być nie może. Ale ja nie umiem tego tak wytłumaczyć ładnie jak pani psycholog..Ale coś czuję, że od tego wtorku przestanie być tak miło i przyjemnie...:P
Do tego za tydzień ma przyjechać mama P. Stresuję się, boję jak będzie. Mamy jechać na działkę. Pojawia się lęk, że nie dam rady, że zawiodę, co jak dostanę ataku paniki...Ale staram się jeszcze te myśli od siebie odsuwać..pewnie zacznę jęczeć o tym w połowie tygodnia..
Póki co dziś relaks i zbieranie sił na jutrzejszy poranek..trzeba iść za ciosem..
Gdyby nie te cholerne deja wu i obawy, że to rak, a nie natrętne myśli i wmawianie sobie, to byłabym całkiem zadowolona. :)

6 komentarze:

LUKIN ŁUKASZ pisze...

Nie mogę od niedzieli śledzić regularnie twojego bloga. Komputer mi się popsuł. Masakra. Cały tydzień dotychczas to nuda, brak znalezienia sobie zajęcia, pogorszenie się samopoczucia... na dodatek bez muzyki,.. próbowałem u siostry nagrać na płytęm wiele razy próbowałem nie dało się... mp3 nie mam, wczoraj też coś nie wyszło.. a informatyk ciągle nie może przyjechać... na szczęście teraz jestem u siostry i mam to szczeście.,.teraz. Pozdrawiam i trzymam mocno kciuki!!! :))))

LUKIN ŁUKASZ pisze...

Gratulacje, wspaniale :D Musisz tam jeszcze pojechać koniecznie i zdecydowanie coś ładnego co Cię ucieszy kupić :)) Może wtedy to coś będzie Ci przypominało o tym sukcesie?
Co do innych sytuacji, nie wiadomoych, których się boisz. Co będzie to będzie. Nigdy nie zakładaj, ze będzie jakiś atak paniki... to powiedz sobie, to już przeszłośc i wiesz, ze nad tym panujesz. Żadne obawy.. co najwyżej coś ci się nie sposoba.. albo nie będzie fajnie, ale to nie powód do histerii..

Anonimowy pisze...

Gratulacje! :)

Anonimowy pisze...

Gratuluje Domi.pozdrawiam gigi

vængbrotnir englar † pisze...

Jeśli jesteś dzięki temu szczęśliwa to jak najbardziej sukces. Również masz gratulacje z mojej strony! \ Zapraszam do siebie,jeśli znajdziesz chwilkę wolnego czasu, aczkolwiek do niczego nie zmuszam c:

LUKIN ŁUKASZ pisze...

Cos mnie ta cisza tutaj nie pokoi... co jest?! :(

Prześlij komentarz