Wracamy do gry..

czwartek, 28 czerwca 2012

Psycholog wróciła z urlopu. Pora ponownie wziąć się w garść. Wracamy do planów dnia. Znowu każdego wieczoru trzeba się rozliczać z tego co udało się wykonać. Dziś poległam, przyznaję się bez bicia. W połowie dnia schowałam się do łóżka i zamówiłam pizzę, mimo, że przeszłam na dietę. Jestem na siebie zła, że tak wyszło, próbowałam z tym walczyć, ale to okazało się silniejsze ode mnie. Miałam swoje powody, o których nie chcę tu pisać.
W każdym razie dzisiejsze emocje mnie wykończyły. Już dziś sobie odpuszczę, a od jutra ruszę pełną parą..Mam parę zadań do wykonania. Napawają mnie one lękiem. Jak samo życie, do którego mam wrócić..Wydaje mi się to takie nierealne, niemożliwe.
Wczoraj na terapii trzeba było wrócić do przeszłości. Przypomnieć sobie czas, kiedy zaczęło być na powrót źle. Załamanie w liceum. Próba podniesienia się...i te ciągłe omdlenia, które w końcu doprowadziły do tego, że się poddałam, bo nie miałam siły z nimi walczyć, nie udało mi się z nimi wygrać, mimo, że bardzo się starałam. Musiałam opisywać, jak do nich dochodziło, przypominać sobie krok po kroku jak to wyglądało, jak przebiegało, co czułam, jakie miałam objawy fizyczne. Ponownie ujrzałam siebie w tramwaju, potem siebie na kolanach otoczoną ludźmi, W tle ktoś wzywał karetkę. Potem siebie na dworcu, prawie spadającą ze schodów, karetkę, tatę, który wybiegł ze spotkania by mnie odebrać i zawieźć do domu. Kolejna wizja to ja w szkole, pod koniec lekcji czułam że zbliża się ten moment, zdołałam jeszcze wyjść i powiedzieć koleżance, że muszę iść do łazienki. Ledwo szłam przez korytarz na ugiętych nogach, ledwo zamknęłam za sobą drzwi kabiny,a  potem obudziłam się już na podłodze. I kolejny telefon do taty.
Czy tak to znowu będzie wyglądać? Czy znowu zacznę wychodzić i znowu będę zmuszona ciągle zawracać głowę tacie by mnie odebrał, bo zemdlałam i nie jestem w stanie wrócić sama do domu?? Nie chcę. To rozgrzebywanie przeszłości spowodowało u mnie złe emocje..Jest mi ciężko do tego wracać, ciężko przypominać sobie to wszystko, pogodzić się z tym, jaką porażkę poniosłam.
Boję się, że teraz, jak już powoli zaczynam wychodzić, dojdę do momentu, w którym będzie to samo. Znowu zacznę mdleć, znowu nade mną będą gromadzić się ludzie..Nie umiem się z tym wszystkim pogodzić. Jestem w stanie zaakceptować otoczkę, która towarzyszy omdleniom w postaci gapiów, zapewniania, że nic mi nie jest..nie jestem w stanie zaakceptować karetki i nie jestem w stanie zaakceptować momentu wybudzania, kiedy wszystko wokół wiruje, a ja nie jestem w stanie zrobić nic, by to dobiegło końca. Zawsze jestem przerażona, że to nie minie, że tak już zostanie...Może dlatego macham rękami, co niektórzy uznają za drgawki...
Tylko jedynym wyjściem, by wyzdrowieć, jest zaakceptować te omdlenia, pogodzić się z nimi, polubić je..przestać się ich bać..czy to w ogóle jest możliwe? Czy kiedykolwiek mi się to uda? Na dzień dzisiejszy nie jestem sobie tego w stanie wyobrazić...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Domi, mimo, że nie komentowałam, codziennie tu zaglądałam i czekałam przez całą Twoją długą przerwę na kolejny wpis (swoją drogą nieźle podbiłam statystyki wejścia na blog ;)). Problem w tym, że gdy się doczekałam i miałaś siłę napisać, że u Ciebie nie jest kolorowo u mnie też nie było i nawet na komentarze zabrakło mi słów... Wreszcie założyłam swojego bloga, bo stwierdziłam, że jak wszystkiego z siebie nie wyrzucę to lepiej nie będzie... Jak znajdziesz chwilę to zapraszam :) malarybajr.blox.pl na razie dopiero zaczynam, ale postanowiłam, że codziennie będę coś dodawać :) Mam nadzieję, że już lepiej u Ciebie i nie tracisz siły do tego wszystkiego. Ja staram się podnieść mimo, że ostatnio dostałam parę kopniaków, które wcale mi nie pomogły. Ściskam, O.

domi pisze...

Witaj, zastanawiałam się, co tam u Ciebie. Przykro mi, że u Ciebie też nie jest/nie było kolorowo..ale tak to chyba jest, że raz jest lepiej, raz gorzej, a raz po prostu...znośnie.
Moje wpisy nie są ostatnio zbyt pozytywne, ale w końcu po to powstał ten blog, bym mogła wyrzucić z siebie wiele rzeczy,czego nie jestem w stanie zrobić w zwykłej rozmowie..Jednak muszę się postarać zwracać większą uwagę na swoje sukcesy, bo to też motywuje i dodaje sił. :)
Co do Twojego bloga, to już pędzę czytać. :)

Anonimowy pisze...

Dzięki Domi, że się u mnie pojawiłaś :) Przez dłuuugi czas o ile oczywiście będziesz miała ochotę będziesz zapewne jedynym czytelnikiem ;) Dobrze, że wyładowałaś swoje negatywne emocje w swoich wpisach, mi na razie najlepiej wychodzą negatywne wpisy :P Ale jak to pomaga!! O.

Anonimowy pisze...

ps Domi, pisz jak najwięcej! :) Nawet nie wiesz, ile dajesz tymi wpisami i jak bardzo pomagasz! Jesteś wielka! :) O.

Prześlij komentarz