Ja i mój perfekcjonizm

piątek, 25 maja 2012

Ostatnio był dla mnie trudny czas. Zaczęłam pracę z psychologiem, co jest nie lada wyzwaniem. P. wrócił do pracy,co wiązało się z tym, że nagle po wielu miesiącach musiałam z dnia na dzień przyzwyczaić się do tego, że codziennie będę przebywać 10h sama. Dodatkowo matury. Świadomość, że mija kolejny rok, a ja nadal tkwię w zawieszeniu, podczas gdy powinnam razem z innymi zakuwać i wyruszać na egzaminy, po to by potem udać się na studia. Nie umiem się z tym pogodzić. Bez szkoły czuję się nikim. Moje poczucie własnej wartości jest niemal zerowe. Czas mija, a ja stoję w miejscu, nic się nie zmienia. Próbowałam to wypierać, odsuwać od siebie, ale mimo wszystko  cały czas mnie to boli i dobija.
Kolejna rzecz, która mnie wykańcza to mój nadmierny perfekcjonizm. Nie umiem zrobić połowy, nie potrafię wykonać 80%. Musi być 100%, albo nawet 120%.
Postawiłam sobie za cel generalnie posprzątać mieszkanie. Jest to trudne dla osoby, która jeszcze niedawno całe dnie nie robiła nic. Mam wrażenie, że to mnie zgubiło, wpędziło w taki nastrój i stan, w jakim znajduję się dzisiaj. Nie czuję się dobrze, jestem zawiedziona sobą, tym, że za mało robię, za mało mi wychodzi. Chciałabym wszystko zrobić idealnie i szybko. Perfekcyjnie. To mnie zwyczajnie przerasta. Popłakałam się próbując czyścić kanapę. Za dużo tego dla mnie. Mam wrażenie, że w ostatnich dniach, odkąd zaczęłam  sprzątanie jestem jakaś przytłoczona, coś we mnie zgasło. Nie daję rady sprostać swoim własnym, wygórowanym oczekiwaniom, mam wrażenie, że zawodzę cały świat, podczas gdy zawodzę tylko i wyłącznie siebie. Nie wiem jak z tym walczyć, jak nauczyć się, że nie wszystko musi być idealne, że to wcale nie świadczy o tym, że jestem beznadziejna i do niczego się nie nadaję, a w życiu nic mi się nie udaje.
Jak można doprowadzić do tego, by głupie porządki wpędziły człowieka w taki stan, że jedyne na co ma ochotę, to schować się w łóżku, zwinąć w kłębek i uciec przed problemami całego świata. Może to nie tylko porządki, może to też cała reszta, którą duszę w sobie i która próbuje wydostać się na zewnątrz.
Gdy siedzę sama, marzę o tym, by ktoś znalazł się przy mnie. Czuję potrzebę by porozmawiać, wyrzucić wszystko co złe z siebie. Gdy P. wraca z pracy milczę, nie mówię nic. Nie przechodzi mi  przez gardło ,choć tak bardzo chciałabym wykrzyczeć, że sobie nie radzę, że jest ciężko, że boję się, że tak zostanie. Boję się, że cała moja walka pójdzie na marne, że to i tak nie ma sensu, skoro nie czuję radości, skoro wstaję rano i zastanawiam się, po co ja to wszystko robię.
Jedyną nadzieją jest to, że to przejściowe, spowodowane tym, że za dużo na siebie nałożyłam i nie jestem w stanie temu podołać. Kiedyś już tak było, taki etap, który potem zamienił się w odczuwanie szczęścia. Staram się zaciskać zęby i mimo to każdego dnia wstawać i robić coś w kierunku tego, by było lepiej. Dziś jednak poniosłam częściową porażkę. Porządki zostały zepchnięte na drugi plan, a ja schowałam się do łóżka. Może jeszcze uda mi się z niego wyjść.
Wciąż w głowie mam swoją nieudaną próbę, związaną z psychologiem. Nie umiem się z tym pogodzić, wybaczyć sobie, że się nie udało. Boję się, że jak wtedy nie wyszło, to nie uda się już nigdy. Nie chcę na zawsze być skazana, na trwanie w takim stanie. Nie wystarcza mi już to, co udało mi się wypracować. Dni stają się puste, gdy Twoim jedynym celem są generalne porządki, które przy okazji średnio Ci wychodzą, zakupy i gotowanie obiadu. Doszłam do etapu, że pragnę czegoś więcej. Nie umiem uporządkować swoich myśli i emocji. Wpadłam w dziwny stan.
Trochę dziś pesymistycznie, ale mimo wszystko staram się nie poddawać. Ciągle czekam na to, że wstanę z nową energią, nową siłą i napędem do działania.

7 komentarze:

beti19 pisze...

Postawiłaś sobie cel: "generalnie posprzątać mieszkanie" a może to zbyt ogólnikowy cel? Należałoby postawić sobie mniejszy i bardziej sprecyzować co dokładnie chcesz uporządkować w domu.Zacząć od czegoś małego i cieszyć się ze skończenia.Cele są po to by je stawiać a jeżeli nie sprostasz dziś to nie jest "porażka" tylko kolejne przeżyte doświadczenie. Nikt z nas nie jest perfekcjonistą, więc dlaczego Ty masz być ?
Pozdrówka
Beti :-)

Anonimowy pisze...

Beti ma zupełną rację. Podziel ten swój ambitny cel na mniejsze, które będzie Ci łatwiej wykonać i przy okazji parę razy więcej będziesz się cieszyć, że się udało :) Nikt nie jest idealny, baaaaa niektórym bardzo daleko do tego ;) Ty przynajmniej próbujesz, starasz się a nie czekasz na cud, chociaż taki byłby mile widziany :) Ja staram się zająć myśli czymkolwiek, ostatnio np wymyśliłam, że zrobię pierogi, czyli coś dla mnie niemożliwego do wykonania, napieprzyłam się z tym, ale przynajmniej 2 h wkurzałam się na jajka, mąkę i wszystko dookoła a nie na to, jak jeszcze jest źle ze mną. Mamy po 20 lat (no ja już bliżej ćwierćwiecza :P) i na pewno wszystko przed nami, więc musimy próbować do skutku!! Domi przetrwamy to wszystko i będziemy szczęśliwe. Gdybym w to nie wierzyła, już dawno zaszyłabym się w świat xanaxu ;) buziol Kochana- Ola

domi pisze...

Ola, ja się w świat xanaxu nie zapuszczam :D
Dziewczyny, podzieliłam to sobie właśnie na takie małe czynności ,zrobiłam całe listy z drobnymi czynnościami, a i tak kiepsko idzie. Może dziś był taki dzień, wczoraj wysprzątałam balkon, dziś nie zrobiłam nic. Trudno, miejmy nadzieję, że jutro uda mi się zebrać. W planach mam pieczenie ciasta, najwyżej ta zła energia tak jak u Ciebie Olu pójdzie na mąkę i jajka haha. :D A czas jakoś zleci. To pomaga rzeczywiście na odwrócenie myśli. :)

Anonimowy pisze...

Domi, po upieczeniu ciasta chcąc nie chcąc będziesz musiała posprzątać, więc będzie łatwiej :D Ja też mam takie dni, że nawet jestem w stanie wyjść na zakupy, nawet coś przymierzyć i kupić, posprzątać, wyjść z psem na długi spacer, ale niestety przeplatają się z tymi, które w największy upał spędziłabym pod kocem, z dala od wszystkiego i wszystkich. To i tak znacznie lepiej niż jeszcze miesiąc temu, gdy nie byłam w stanie wyjść z domu z własnej woli. Mam ten problem, który zarazem pomaga mi to przetrwać tzn ja muszę chodzić do pracy, nie mogę iść na zwolnienie, ani rzucić pracy. Po pierwszym naprawdę silnym ataku zostałam w domu, później poza weekendami, majówką i td pracowałam normalnie. Najgorszy był o dziwo powrót do domu, bo wiedziałam, że w końcu zostanę sama z tymi myślami. Ale małymi krokami jest odpukać coraz lepiej i jestem już w stanie posiedzieć sama w domu przez parę h :) Trzymaj się Domi i bierz się za robienie ciacha ;) Ja jutro postaram się wyruszyć po kolejną szmatkę na wiosnę ;) dobrej nocy - Ola

ILoveBake.pl pisze...

Pisaliśmy jakiś czas temu do siebie maile i chciałabym przekazać Ci swoją energię do działania, ale przez komputer nie bardzo się. Też mam różne dni, ale jedno mi pomogło muszę coś robić, wykonuje jakieś czynności cały dzień, wtedy nie rozmyślam nad swoim stanem psychicznym i lepiej się czuję, przełamuję koło błędnych myśli. Mój chłopak także zamierza zmienić pracę w domu na taką normalną i jak Ty obawiam się co będzie jak zostanę sama, ale myślę pozytywnie. Ostatnio się dosyć kłócimy i może odpoczniemy trochę od siebie. Pomyśl co lubisz robić i zacznij to wykonywać choćby miało to być oglądanie filmów, a jeśli nie masz sił to nie walcz z organizmem, radziła mi tak moja Pani psychiatra. Czasem organizm chce odpocząć i sam wskaże Ci kiedy będzie gotowy do działania. I ostatnie rzecz nie jesteś beznadziejna, jesteś wielka bo podjęłaś walkę z tym cholerstwem :)

Anonimowy pisze...

Myśl więcej o tym co już udało Ci się osiągnąc :) Nie dołuj się tym czego jeszcze nie masz. To czego nie masz osiągniesz w odpowiednim czasie.
Pozdrawiam, Majka

Lady Em. pisze...

To super że zaczęłaś pracę z psychologiem. Czułabym się pewnie tak samo bez szkoły... :(
Trzymaj się ;*

Prześlij komentarz