dzień siedemdziesiąty szósty

poniedziałek, 6 lutego 2012

Dzień zaczął się..fatalnie! Źle spałam nad ranem, koło 9 położyłam się by jeszcze się zdrzemnąć i też nie czułam się najlepiej..potem dopadł mnie okropny atak paniki, do końca nie wiem dlaczego. A po tym jak tata zabrał Demi nagle minęło i poczułam się..o niebo lepiej niż wczoraj! Jest więc nadzieja, że to mija. Nie mam już dziś żadnego ucisku, nie czuję się taka osłabiona ( może trochę senna bo wstałam o 8). Byłam na spacerze, zrobiłam pranie i mam nadzieję, że to samopoczucie mi się utrzyma, bo wreszcie się rozluźniłam i poczułam ulgę. To znak, że warto walczyć, bo po złych chwilach przychodzą te lepsze.

0 komentarze:

Prześlij komentarz