dzień siedemdziesiąty piąty

niedziela, 5 lutego 2012

Z dniem dzisiejszym dostałam okresu. W ten sposób próbuję wytłumaczyć sobie moje ostatnie problemy..które powoli zaczynają mnie przerastać, bo wpadam w jakieś błędne koło swoich myśli.
Czego się boję?
-że zwariuję
-że wiecznie będę się bać
-że jak usnę to się nie obudzę
-że jestem jakaś słaba i zmęczona
-że choruję na jakąś ciężką chorobę, o której nie wiem
Skąd to wszystko nagle się wzięło? Odpowiedź jest prosta. Wstaję- zaczynam myśleć i analizować jak się czuję- zaczynam się czuć słabo- na pewno coś mi jest, jestem poważnie chora- czuję się jeszcze słabiej- boję się- boję się że zwariuję- boję się że będę zawsze się bać.
Mniej więcej taki ciąg następuję. Zamiast wstać i zacząć coś robić, to siadam przed kompem i mimo, że staram się czymś zająć to te myśli gdzieś krążą po mojej głowie i nie dają mi spokoju. Myślę, żeby wstać coś zrobić, to pojawia się myśl, że nie mam siły i zaczyna się od początku łańcuch..
Może i faktycznie się trochę gorzej czuję, może przez okres, może przez ciśnienie, nie ważne, ale czy muszę sobie wmawiać takie głupoty? Mam 20 lat, nie mam żadnych objawów, że coś mi dolega, na serce byłam badana, więc żadnej wady nie mam. Jedyne co mam to cholerną nerwicę, którą muszę kopnąć w tyłek, by dała mi żyć!! I te natrętne myśli też!! Brzuchol mnie boli, więc niby mogę sobie pozwolić na leniuchowanie, ale chyba nie chcę, aż tak by cały dzień leżeć przed kompem bo właśnie to wygląda potem tak jak teraz, że siedzę i się nakręcam. Za jakiś czas idę na spacer, mimo, że się boję ( bo od razu mam w głowie wizję jak upadam, czy wmawiam sobie, że nie mam siły), potem może zrobię pranie i ogarnę mieszkanie. ( znowu myśl, że nie mam siły, a wypchaj się głupia nerwico!) .
Pamiętam, że ostatnio jak miałam taki stany to trwały sporą ilość czasu, ale całkowicie im się poddałam, miałam większe ataki paniki, zamykałam się w pokoju, nie chciałam z nikim rozmawiać, nie chciałam jeść, myślałam, że nigdy mi to nie przejdzie, też się czułam taka osłabiona..a teraz jakoś mimo wszystko staram się temu, aż tak nie poddać, mimo, że też boję się, że mimo moich wysiłków, to nie minie. Ale skoro zawsze mijało, to i teraz minie, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie chce się dać zwariować, nie chcę popadać w paranoję i choć mam ochotę się rozpłakać i poddać, staram się tego nie robić, tylko zmieniać myśli negatywne na pozytywne. Ciężkie to jest, bo jednak te negatywne są silniejsze i mnie dominują, ale mam dla kogo walczyć, mam dla kogo się starać i dopóki to się nie zmieni to będę to robić. Mam nadzieję, że nikt nie będzie zły na mnie za to, co piszę, za to jakie mam myśli, bo naprawdę tego nie kontroluję, a staram się z całych sił, tłumaczyć sobie, że to tylko myśli i że cierpię na brak odpowiedniego zajęcia, a nie na jakąś chorobę. Usielnie staram się przypominać dobre chwile i to do czego dążę, nie chcę się poddać w takiej chwili. Daję z siebie 100% i mam nadzieję, że to poskutkuje, że te gorsze dni za chwilę pójdą w niepamięć, natrętne myśli znikną, a ja za tydzień będę się śmiać z tego okresu i będę dumna, że tak sobie poradziłam.
Choć mam dość, okropnie dość, ale musi być pod górkę, po to by było lepiej. W końcu chciałam stawiać przed sobą wyzwania, to teraz mam, mój własny umysł mi je stawia.
Oby do przodu.

***
Troszkę jestem z siebie dumna, że mimo wszystko się staram,bo czułam się naprawdę kiepsko, a dzień z okresem to zazwyczaj czas stracony. Tak jak planowałam poszłam z psami, zrobiłam pranie, coś przekąsiłam i czuję się lepiej, już nie tak słabo, teraz byleby nie wrócić do analizowania i wmawiania sobie i będzie dobrze. :) Piszę to, żeby nie było, że tylko jest źle, bo chciałabym, żeby jednak wszyscy dostrzegali to jak się staram ,a nie to że mam gorsze dni. Mam nadzieję, że tak jest.

***
Co to był za dzień, pełen skrajnych emocji! Ale mniej więcej od połowy zaczęło się poprawiać, bo wkurzyłam się na siebie, postanowiłam coś zrobić. Powracał co jakiś czas lęk, nie będę kłamać, że jest idealnie i super, że nagle na pstryk zrobiło się dobrze, bo tak absolutnie nie jest, ale też staram się od siebie nie oczekiwać, że tak będzie, bo to chyba nierealne. Natomiast staram się słuchać tego co P. mi tłumaczy, pomagają mi też rozmowy z ludźmi, którzy bali się podobnych rzeczy i mówią, że to normalnie i minie. Choć za często też nie za dobrze, bo nie można żyć, otaczając się wokół tylko i wyłącznie ludźmi z problemami. Na szczęście są też tacy, z którymi łączy nie wspólna pasja- to jest psy, labradory.
Podsumowując, warto się starać, nawet jeśli jest trudno i nawet jeśli nie do końca uda się pozbyć złych myśli. Bo one będą nawracać, czy tego chcę czy nie. Nie będę mówić że jest super, świetnie, że już zapomniałam o tych lękach, o których pisałam rano, bo nie zapomniałam, ale radzę sobie z nimi. Raz czuję się lepiej, raz gorzej, ale radzę sobie.
Skoro mam dostrzegać swoje dobre strony, to właśnie to uważam za dobrą, że nie rzuciłam wszystkiego i nie zapakowałam się do łóżka by karmić i nakręcać swoje lęki. Ten etap już chyba mam za sobą.

0 komentarze:

Prześlij komentarz