No i...nie wyszło. Wczoraj miałam się kłaść, wypiłam melisę, kiedy dopadły mnie straszne nerwy i zwątpienie, poddałam się, powiedziałam, że nie jadę, że to się nie uda..Udało mi się uspokoić i stwierdziłam, że podejmę decyzję rano..Położyłam się, nie mogłam zasnąć, koło 3 w nocy obudziłam się z półsnu i dziwnie się czułam, ale podobnie to normalne. Serce mi zaczęło z nerwów walić, ale udało mi się jakoś uspokoić i po jakimś czasie znowu usnąć..Niestety rano również spałam półsnem..i myśli mnie męczyły..Tak więc..nie wyszło, mimo tego, że bardzo mi zależało, bardzo się starałam..ale od początku czułam, że to nie ten moment, ale nie chciałam się poddać, chciałam powalczyć do końca. Może dlatego, że nie umiem tak łatwo zrezygnować, nie umiem sobie powiedzieć, " nie jadę i już" tylko walczę do samego końca..ale przynajmniej mam świadomość, że zrobiłam wszystko co mogłam by pojechać, mam nadzieję, że to ważne i że doceniane. Bo w sumie mogłam od razu powiedzieć nie i koniec zamiast walczyć ze sobą cały dzień i próbować..Przynajmniej tak siebie przekonuję, choć czuję żal, że się nie udało. Jest też postęp, bo nie zapakowałam się do łóżka by cały dzień płakać, obiecywać sobie, że już nigdy nie podejmę próby, czy że już nic nie będę robić bo to bez sensu..tylko..trochę popłakałam, ale potem stwierdziłam, że to dobra motywacja do tego, by dalej walczyć, by zrobić wszystko by następnym razem się udało, albo żeby powoli zwiększać prawdopodobieństwo, że się uda. Wymyśliłam, że znowu będziemy ćwiczyć jazdę samochodem, że sama więcej będę przebywać poza domem, więcej też z P. na spacerach do parku w ciągu dnia.
Plusem tej sytuacji jest to, że wszystko wskazuje na to, że uda mi się przestawić na tryb dzienny. Wstałam dziś w końcu przed 10. I od razu dzień jest dłuższy i więcej chce się robić.
Nie dam się tak łatwo, nie poddam się. Paradoksalnie mimo wszystko ta sytuacja mi pomogła.

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz