Kolejna sobota mija, nie wiem co mam ze sobą zrobić, jakie zajęcie sobie znaleźć, byłam już na dwóch spacerach, raz sama, raz z psem. Nawet udało mi się dziś ubrać, wyciągnąć szal z szafy i ładniejszą kurtkę, założyć nowe buty. Od razu lepiej się spacerowało. Po powrocie nie przebrałam się w luźne ciuchy, co też jest jakimś sukcesem - wyglądam jak człowiek a nie strach na wróble. To, jak się wygląda, w co jest się ubranym, też ma wpływ na samopoczucie i nieraz się o tym przekonałam.
Powoli sytuacja ze świętami zaczyna się klarować. Boję się nadal, mimo, że w Wigilię będę u siebie. Cały ten dzień po prostu kojarzy mi się z nerwami, stresem, mdleniem. Boję się, że wpadnę w panikę, mimo, że nie będzie do tego powodu, że potem u rodziców będę się stresować. Tłumaczę sobie, że w każdej chwili będę mogła iść na spacer, czy zamknąć się w pokoju, jeśli będę czuć taką potrzebę. Po prostu pozostaje taki lęk przed lękiem mimo wszystko. Jeszcze 2 tygodnie, więc staram się o tym nie myśleć, a jak już to o przyjemnych rzeczach jak pieczenie pierników, czy ubieranie choinki i oglądanie świątecznych filmów.
Niestety, chyba musimy sobie odpuścić z P. prezenty dla siebie nawzajem, bo leczenie psa sporo nas ostatnio kosztuje. Szkoda, bo to nasza pierwsza wspólna Wigilia i romantycznie by było jakbyśmy sobie dali coś drobnego..Zdrówko psa jednak najważniejsze. Bo już bym chciała z nią chodzić, bawić się, ona też mnie bardzo mobilizuje do niektórych rzeczy jak na przykład przełamanie się by jechać na działkę. A tak nawet nie mogę, bo nie może biegać jeszcze.
Jutro P. wybiera się gdzieś z kolegami, smutno mi się zrobiło jak usłyszałam, że być może na kręgle. A to dlatego, że tak bardzo też chciałabym móc iść na taki wypad, zawsze marzyłam o czymś takim, by mieć paczkę przyjaciół z którymi można się umówić i iść na przykład właśnie na kręgle. Nie chodzi o to, że chcę by P. ze mną został, bo chce żeby on wychodził do ludzi, ale nie ukrywam, że jest to przykre, że też nie mogę skorzystać.
Już czasem nie mam siły i mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę, wstydzę się siebie, tego wszystkiego co mnie otacza. Po prostu chce być już normalna, iść na zakupy czy gdziekolwiek, a nie jedynie to sobie wyobrażać i marzyć o tym..Czasami się zastanawiam, za co to wszystko, co ja takiego zrobiłam złego, że takie "gówno" mnie dopadło. Ile można być silnym, no ile. Chce swoje dawne życie, chce NORMALNE życie. I zapomnieć o tym wszystkim, jakby nigdy nie było. Ciągle się staram i ciągle jestem tak daleko od wszystkiego. Robię co mam robić, chodzę do tych sklepów, chodzę na spacery, wstaję z łóżka, a jednak czasami czuję, że więcej już nie zniosę.
"So I won't give up
No I won't break down
Sooner than it seems life turns around
And I will be strong
Even if it all goes wrong"

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz