"Always gonna be an uphill battle, sometimes I'm gonna have to lose"

piątek, 22 czerwca 2012

Nie zawsze jesteśmy w stanie pokonać swoje słabości. Czy to oznacza, że mamy się poddać, zrezygnować, bo coś nam nie wyszło? Bywają takie dni, kiedy nie jesteśmy w stanie podnieść się z łóżka. Mimo chęci, nie potrafimy przełamać swoich lęków, wyjść z domu, zmierzyć się ze światem i czyhającymi na nas pułapkami. Najważniejsze, by pozwolić sobie na  porażkę, zaakceptować ją i nie obarczać się winą za wszystkie niepowodzenia. Czasami  nic nam nie sprzyja, złe fluidy, złe nastawienie, nie pozwalają na osiągnięcie celu. Czasem warto odpuścić, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a życie nie może składać się z samych sukcesów. Niekiedy trzeba ponieść porażkę, by stać się silniejszym, mądrzejszym i bogatszym w nowe doświadczenia..Ważne, by z takich dni, sytuacji, wyciągać to co dla nas najlepsze. Nie zadręczać się godzinami, że coś nie wyszło, ale zastanowić się, co możemy zrobić, by następnym razem jednak się udało.
Ostatnie moje posty nie zawierały zbyt dużej dawki optymizmu. Postanowiłam to zmienić, tchnąć w siebie ducha walki, zebrać siły i zacząć od nowa. Nie jestem z tych osób, które łatwo się poddają. Jak trzeba będzie, to będę walczyć  do przysłowiowej "usranej śmierci". Dlaczego mam pozwolić, by moje lęki zniszczyły wszystko co mam? Zabrały mi już wystarczająco wiele w moim krótkim życiu. Wszystko siedzi w mojej głowie, zależy ode mnie, nikt inny, nie jest w stanie tego zmienić. Terapeuta może być moim drogowskazem, może wskazać mi, która drogą mam podążać, ale tylko ja mogę nią przejść. Ode mnie zależy, jak moja podróż będzie wyglądała, jak pokonam przeciwności, które pojawią się po drodze.
Jestem silną, wytrwałą osobą, nie dam się zniszczyć, nie dam pogrzebać swoich marzeń i nadziei, która wciąż tli się w sercu.
Pragnę być z siebie dumna, pragnę cieszyć się życiem, czerpać z niego to, co najlepsze.
Nie jest łatwo walczyć z atakami paniki. Łatwo się o tym mówi, siedząc w domu, w bezpiecznym miejscu, gdzie nic nie może się stać. Znacznie trudniej jest zmierzyć się z tym poza mieszkaniem, gdy dopada Cię mnóstwo przeróżnych somatyzacji. Jedynym rozwiązaniem jest nauczyć się zaakceptować lęk, nie walczyć z nim, traktować jako cząstkę siebie ,zmienić z wroga w kogoś, kogo obecność mimo, że nie jest pożądana, nie przeszkadza nam w normalnym życiu. Nie ma innego wyjścia, niż pozwolić sobie pobyć w lęku, przekonać się setki razy na nowo, że od tego się nie umiera, że koniec końców to mija, a my jesteśmy w stanie nadal wykonywać, to, co robiliśmy przed atakiem...
Zgodnie z tym, życzę sobie, by dzisiejszy dzień, był jednym z tych, w których nie dałam zdominować się lękom.


6 komentarze:

Lukin pisze...

Bo to tylko emocje, które przemijają.
Życzę wszystkiego dobrego, spełnienia siebie, szczęścia i siły :))))

Lukin pisze...

Czytam sobie twojego bloga od początku. Jestem już na jakiejś części. Chyba sobie nawet nie wyobrażasz, ale jednak mnie motywujesz i chwytasz za uczucia ;)) ;***

domi pisze...

Lukin, bardzo się cieszę wobec tego : ) Nie przypuszczałam, że ktokolwiek będzie tu regularnie zaglądał :) Chyba sama też muszę poczytać początki tego bloga, bo trochę się pozmieniało..może będzie to dla mnie dobrą motywacją, by dalej się starać..no i nadzieją, że jednak da się! :)
A jeśli mogę zapytać- jak tu trafiłeś? : )

Lukin pisze...

Jeżeli się nie mylę to przez forum psychologiczne.
Tak zaglądam tutaj, bo mnie to ciekawi i w jakiś sposób czuję taką potrzebę.

Anonimowy pisze...

Trzymaj się, życzę powodzenia ;)

domi pisze...

Lukin, tak myślałam :)

Anonimowy, dzięki : )

Prześlij komentarz