"don give up"

czwartek, 26 kwietnia 2012

Przepraszam. Muszę napisać, bo się duszę w sobie. Odkąd tata był w szpitalu, odkąd Piotrek miał wrócić do pracy to duszę wszystko w sobie mimo ogromnej ochoty by z kimś porozmawiać. Nie chcę mamie dokładać zmartwień, taty nie chcę denerwować, Piotrkowi chcę dać odsapnąć od tego wszystkiego, żeby na spokojnie mógł się zająć swoimi sprawami, a nie ciągle mną. Więc zaciskam zęby i jakoś idzie.
Tylko, że odkąd zaczęłam się starać jest tak cholernie ciężko, że czasem myślę, że nie wytrzymam, że mam dość, że się poddam w cholerę i znowu nie będę robić nic, bo i tak to wszystko co robię nie ma żadnego sensu, bo i tak pomimo moich wysiłków nigdy nie będzie dobrze, nigdy nie będę zwyczajna, normalna, nigdy nie będę szczęśliwa, nigdy nie będę dawać powodów do dumy i radości. Przecież Piotrek mógłby teraz być z kimś innym i jechać sobie na jakąś fajną majówkę, wracać po pracy do szczęśliwej osoby, bez problemów, z którą by mógł coś porobić, a nie za którą trzeba się wiecznie tłumaczyć. Rodzice mogliby mieć córkę, która im pomaga, wspiera, osiąga coś w życiu, a nie kogoś, kto wiecznie sobie nie radzi i nie osiągnął nic.
Miałam być inna, miałam być ambitna, miałam mieć wiedzę, miałam być zaradna, miałam pomagać innym, miałam mieć milion pomysłów na minutę, podróżować, śmiać się, próbować nowych rzeczy, znać języki, pisać książki, szkolić psy. Miałam mieć dom, rodzinę, dzieci, miałam jeździć nad morze, na mazury, w góry.
Gdzie to wszystko jest, gdzie się podziało. Przyszła wiosna, wszędzie dzieci, młodzież, ludzie. Rodzice ze swoimi dziećmi, uczą ich jeździć na rowerach..Przypomniało mi się, jak kiedyś ja jeździłam z tatą na rowerze, jak było beztrosko, miło, jak można było ze mną coś porobić, spędzić czas, cieszyć się.Jak jeździliśmy na mazury, albo nad morze, chodziliśmy deptakiem, nie mając takich zmartwień jak teraz, nie przeczuwając, że one mogą nadejść, że coś takiego tak może zmienić komuś życie, tak może zmienić człowieka, mnie.
Przypominają mi się obozy, nadchodzenie wiosny, latanie po podwórku, długie spacery na działce. To wszystko minęło i nie wróci. Zastanawiam się czy kiedykolwiek będę żyć normalnie, patrzę na zwykłego przechodnia i myślę, czy kiedyś ja tak będę swobodnie szłą do pracy, swobodnie siedziała na ławce parku ze znajomymi, śmiała się, nie martwiła, nie denerwowała, po prostu normalnie żyła. Czy kiedykolwiek będę mieć dziecko, z którym będę chodzić do parku, na które będę patrzeć jak rośnie, śmieje się, mówi coś do mnie. To wszystko wydaje się takie niemożliwe, nierealne, jakby normalne życie nie było przeznaczone dla mnie, bo zrobiłam coś złego, bo nie zasługuję na szczęście.
Piotrek mówi, że jestem silna, nie prawda, jakbym była, to już dawno bym z tego wszystkiego wyszła, żyła normalnie, była szczęśliwa.
Odkąd zaczęłam rozmawiać z psychologiem jest jeszcze ciężej. Codziennie trzeba się z czymś mierzyć, ktoś od Ciebie czegoś oczekuje, musisz stawić czemuś czoła i zastanawiasz się czy dasz radę, czy podołasz, czy nie poddasz się w trakcie, nie zawiedziesz wszystkich w okół a najbardziej samej siebie.
Tęsknie za normalnością, tęsknie za beztroską, za tym by położyć się na trawie, patrzeć w niebo i czuć się szczęśliwą, spokojną, zadowoloną z siebie, nie musieć się wiecznie wstydzić przed wszystkimi, bać, martwić dusić wszystkiego w sobie, by nikogo nie martwić. Sama nie wiem co gorsze nie mieć nikogo, czy mieć bliskie osoby, z któymi się nie rozmawia, żeby się nie przejmowali, nie martwili.
Nie chcę się poddać, nie poddaję się, po prostu jest mi ciężko, tak strasznie ciężko, że jak zostaję sama mam ochotę zwinąć się w kłębek i żeby nagle pojawił się ktoś przy mnie , żebym mogła się przytulić i wypłakać. Ale jak już ktoś jest to nagle wyrasta wielki mur, i choć chcę płakać, chcę mówić, to nie potrafię się przez ten mur przebić, jakbym sama sobie narzuciła, że nie wolno mi obarczać innych tym problemem. Nawet pisząc teraz to cały czas myślę, jak zareaguje ktoś kto to przeczyta. Nie chcę zostać odebrana jako słaba, nieudolna, nie chcę żeby ktoś się martwił, myślał, że jest bardzo źle. Po prostu potrzebowałam się "wygadać", wyrzucić z siebie choć cząstkę żalu, który we mnie jest, do świata, do siebie, do tego jakie to wszystko niesprawiedliwe. Wyrzucić po to, by móc iść dalej, by znowu zacisnąć zęby, nie poddawać się i każdego kolejnego dnia mierzyć się z przeciwnościami i razem z psychologiem pracować nad tym, by w końcu z tego raz na zawsze wyjść,..Obiecałam sobie, że tym razem doprowadzę to do końca, mimo, że tak dużo mnie to kosztuje, mimo że tak mi czasem ciężko i mam ochotę rzucić wszystko w cholerę..Obiecałam sobie i słowa dotrzymam.

5 komentarze:

beti19 pisze...

Postanowiłaś sobie i obiecałaś walczyć o siebie a to jest już duży krok do przodu.Dziś w głowie masz wiele dołujących myśli i chciłaś przelać to na papier, udało się.Napisałaś o tym i w tym posunięciu też okazałaś się dzielną, silną i odważną bo zdajesz sobie sprawę iż ktoś to przeczyta. Więc Domi, tak trzymaj, walcz mi iż czasem przychodzą takie trudne dni.Poprostu walcz, ja jestem z Tobą bo też staram się nie poddawać.Powodzenia

dwdffwef pisze...

Domi, jeśli to zbyt intymne pytanie to zignoruj je po prostu, ale zastanawiam się czy jest coś co stało się w Twoim życiu co tak diametralnie je zmieniło? czy był jakiś punkt, jakaś data, czy wiesz co Ciebie zmieniło? czy może to proces, który powstawał jakby bez Twojego udziału i woli, jak to jest?

domi pisze...

melena, był taki punkt, wszystko zaczęło się po wyjeździe w góry, jakieś 7 lat temu, kiedy dostałam pierwszego ataku paniki wysoko w górach na wyciągu krzesełkowym. Po tamtym wydarzeniu stopniowo rozwijała się nerwica lękowa. A potem to już bywało różnie, oczywiście nie było źle przez całe 7 lat. :)

dwdffwef pisze...

To ciekawe co piszesz. Oczywiście nie jestem żadnym specjalistą i nie poczuwam się do analizowanie tego momentu, ale myślę, że to bardzo ważny aspekt w Twojej terapii. Swoją drogą zawsze myślałam, że to proces,a Ty oświeciłaś mnie, że jest inaczej.
Domi życzę Ci dużo siły do walki.

Anonimowy pisze...

Ważne żeby się nie poddawać i walczyć ! Staram się walczyć ze swoimi nerwami- raz lepiej, raz gorzej, często nie pozwalają mi normalnie funkcjonować a co za tym idzie dają w kość mojej psychice, ale ważne żeby się nie poddawać , walczyć i próbować ! Pozdrawiam Cię i trzymam kciuki żebyś miała dużo siły do walki !!!

Anonim a właściwie Anonimowa, która zagląda tu do Ciebie :)

Prześlij komentarz