Wróciłam. Miałam bardzo, bardzo zły okres, pełen bólu, załamania, zwątpienia i myśli, że nigdy, ale to przenigdy nie będzie dobrze. Najprawdopodobniej była to wina pms-u i burzy hormonów, po prostu pękła we mnie jakaś tama i nie mogłam się pozbierać do kupy. Nie miałam ochoty na nic, ciężko mi było tu pisać, ciężko mi było zrobić cokolwiek,najchętniej leżałabym jedynie pod kołdrą i płakała. Parę takich dni było, dużo łez, dużo emocji, pewnie też dużo niepotrzebnych słów i złości. Bywa tak, że w takim okresie, wpadam w histerię, nie jestem w stanie myśleć racjonalnie, a wszystko widzę w najczarniejszych barwach. Będzie źle i koniec.
Na szczęście wszystkie znaki na niebie wskazują na to, że wraz z miesiączką, paskudny nastrój powoli mnie opuścił. Zaniedbałam przez to wiele spraw, ale dzisiaj ruszyłam już pełną parą. Wczoraj wysprzątałam mieszkanie, bo jest to dla mnie ważne,by mieć porządek, zanim się za siebie wezmę,potrzebne mi to by zadbać o swój spokój ducha. Jak otacza mnie bałagan, to dopadają mnie również myśli, że to nie ma sensu. Bo przecież nie jest tak, jakbym sobie tego życzyła.Wszystko musi być dograne, żeby mi dobrze szło.
Problemem nadal są moje godziny funkcjonowania, staram się z tym walczyć, ale idzie opornie. Choćbym nie wiem jak przed zaśnięciem sobie obiecywała, że wstanę wcześniej, to rano żadna siła nie jest mnie w stanie zwlec. Niedługo i tak będę musiała się przestawić, także jeśli o to chodzi jestem dobrej myśli.
Wydrukowałam sobie listę czynności, którą mam codziennie wykonywać i staram się tego trzymać. Postawiłam sobie znowu za cel naukę,dziś zrobiłam maturę z angielskiego podstawową. Śmiech na sali,jaki to banał,ale chodzi o to, żeby ćwiczyć.
Poszłam też do budy, mimo lekkich oporów, ale dałam radę, kupiłam lizaka i wyszłam. Zaczęliśmy też chodzić do parku, dobrze mi robią te spacery, staram się przezwyciężać lęk. Dziś czułam się gorzej, bo doskwiera mi głód. W pewnym momencie, chciałam już się wycofać,w myślach widziałam jak biegnę do domu, ale zawzięłam się i wytrzymałam. Nie lubię się poddawać, jak sobie coś postanowię, to jestem uparta jak diabli.
Choć ostatnio muszę przyznać, że jest taka pora dnia,kiedy słabo się czuję,nie wiem z czego to wynika, ale opadam wtedy z sił i jestem taka zmulona..Ciężko stwierdzić.
Tak więc staram się od nowa, walczę, choć narzucam sobie trochę szybsze tempo żeby wrócić do stanu sprzed załamania i ruszyć szybciej do przodu. Bo od września chciałabym wrócić do szkoły,bo mam dość, bo ile można, bo chcę zdobywać wiedzę, chce pracować i być kimś, a nie jak teraz w swoim mniemaniu zerem.
Ostatnio nachodzą mnie jeszcze lęki przed zachorowaniem. Bo wtedy jeśli by nie przechodziło, trzeba by było pomyśleć o lekarzu. Ale jak takie myśli mnie nachodzą, odnośnie jakiejś przyszłości to sama sobie mówię,że będę o tym myśleć i martwić się, jak rzeczywiście się coś takiego przydarzy, bo po co stresować się na zapas? Bez sensu i nikomu to pożytku nie przyniesie.
To by było na tyle. Blog uważam za wznowiony.

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz