Sobota, leniwa sobota. Pół dnia sama w domu, większość czasu przespałam. Chciałam później iść do sklepu, ale już był zamknięty. Poszłam więc na spacer, zwiększając odległość i czułam się dobrze, tak swobodnie, słuchając muzyki.. Niewiele dziś zrobiłam, ale też mam prawo na odpoczynek od stresu. Prawda jest taka że spowodowane jest to głównie tym, że P. ma uczelnię. Pół dnia dziś spał, żeby obejrzeć mecz siatkarzy o 3 w nocy, a jutro znowu studia, tym razem może wrócić ok. 18, ale wytrzymam, już się przyzwyczaiłam i nie boję się być sama, a jeszcze niedawno cała się trzęsłam na myśl o tym.
Mimo wszystko jestem dziś jakaś..stęskniona za normalnym życiem. Nachodzą mnie różne wspomnienia z okresu jak było dobrze i smutno mi, że tak daleko do tego by to odzyskać. Taką ochotę mam pójść na basen, tak bardzo chciałabym, żeby już było dobrze, żebym mogła robić to na co mam ochotę. Czasami wydaje mi się, że nigdy nie będzie normalnie, że nigdy nie będzie sytuacji gdzie nie będę odczuwać lęku, że to niemożliwe. Po prostu dziś mi smutno, że tak to wszystko się potoczyło, że tyle tracę, a tyle rzeczy lubiłam robić. Jeśli kiedyś będzie dobrze, to zamierzam żyć pełnią życia i nadrobić wszystko jak najszybciej.
Brakuje mi bardzo fizycznego zmęczenia, takiego, że wracam skądś i nie mam siły na nic innego niż powalić się na łóżko i spać. Bo teraz to nawet nie ma takiej radości ze snu, że można się położyć z satysfakcją że fajnie spędziło się dzień, albo po prostu będąc zmęczonym, nie ma na co wyczekiwać, bo weekend niewiele różni się od dnia powszedniego.
Przykre jest to, że nie mam znajomych, nie mówiąc o przyjaciołach. Nie mam do kogo się zwrócić, gdy pokłócę się z P. , z kim pogadać o różnych rzeczach, poplotkować..nie mam takiej osoby. Kogoś, komu mogłabym zaufać, powierzyć różne sekrety. Piotrek jest moim jedynym przyjacielem. Kontakt z ludźmi mam tylko dzięki forum labków, tam są fajni, normalni ludzie, z którymi łączy mnie miłość do psów..pewnie nawet z niektórymi mogłabym się spotkać, gdyby było normalnie.
Czasami się zastanawiam, czy to możliwe, że będę kiedyś jeszcze taką osobą jak byłam. Od P. słyszę że jestem dobrym człowiekiem, że mam dobre serce, a co jeśli tak już nie jest? Zmieniłam się, to pewne, nie ufam już ludziom, nie wierzę tak w dobro, jak mam wierzyć skoro sama doświadczyłam jak na razie więcej przykrości niż szczęścia? Kiedyś leciałam na każde zawołanie jakiejś Martyny, Pauliny, a teraz mam wrażenie, że powiedziałabym im żeby się pocałowały w dupę, brzydko mówiąc. Nie jestem matką teresą, która będzie pomagać mimo wszystko, mimo to jak one mnie skrzywdziły nie raz, to się zmieniło. Nie jestem już tą osobą co kiedyś, jest we mnie dużo więcej złości i żalu. Chyba już nie wrócę, jestem innym człowiekiem. Szkoda, że to zmiana na gorsze.
Zgubiłam swoje ideały, zgubiłam wszystko. Pytanie czy kiedykolwiek to odnajdę. Ja tylko chciałabym być szczęśliwa, czy to naprawdę tak dużo? Czy to tak dużo chcieć skończyć szkołę, studia i mieć pracę by móc się utrzymywać?
Nie wiem skąd brać siłę, czasami mi się wydaje, że już więcej nie zniosę, że mam jakiś limit cierpienia. Nie chodzi o to, że się poddaję, bo nie, ale tak strasznie mam już dosyć, tak strasznie chce żeby było normalnie, tylko normalnie, nie oczekuję cudów.
Może kiedyś...

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz