dzień dwudziesty piąty

sobota, 17 grudnia 2011

Ostatnie parę dni nie były dla mnie przyjemne, ale w końcu dziś wszystko obróciło się na plus. Dałam sobie radę, jak P. pojechał z psem na prześwietlenie. Zeszłym razem musiałam wziąć sobie tabletkę, teraz obyło się bez. Pod koniec trochę dopadła mnie panika, bo długo czekałam na wiadomość że wszystko w porządku, ale ostatecznie nie było źle.
W międzyczasie jeszcze wpadli rodzice- z czego w sumie się cieszę, bo dzięki temu choć trochę mniej obawiam się tego co będzie za tydzień. Bo przecież czym to się będzie różnić? Tak samo będziemy sobie siedzieć i rozmawiać, bez żadnej presji. Myślałam, że jak tak ktoś mi zrobi, że wpadnie bez zapowiedzi, to wpadnę w panikę, a jak zwykle okazało się, że przerysowuję wszystko w swoich wyobrażeniach, a tak naprawdę nie jest tak źle. Tak więc dzisiejszy dzień, pomimo, że kosztował mnie sporo nerwów, przyniósł mi pozytywy i dodał sił i wiary w to, że będzie dobrze. Wszystko zależy od myśli. Taka jest niepowtarzalna prawda i tak nawet piszą w książce o terapii, którą aktualnie czytam. Jak pomyślę sobie, że na pewno będę się bać, że będzie źle, to automatycznie wydaje mi się, że wieczór będzie tragedią, serce mi przyspiesza. Natomiast jak ujmę to w myślach inaczej, że będzie dobrze, że sobie poradzę i jest mi to potrzebne to od razu boję się mniej. Bo to prawda, jest mi to potrzebne, muszę zobaczyć, że nic się nie dzieje. Nawet jeśli miałabym dostać ataku paniki wielkiego jak stąd na drugi koniec świata, to muszę sobie z nim poradzić, przeczekać i dać radę, a pod koniec będę z siebie dumna. :) Raz myślę pozytywnie, a raz się boję, ale jednak ta dzisiejsza wizyta rodziców trochę pomogła mi się rozluźnić i bardziej cieszyć niż martwić.
Smutna rzecz z tego dnia, to rozmowa z babcią, strasznie mi się smutno zrobiło i źle jak powiedziała coś w stylu, żebym przyjechała zanim umrą..to było okropne, poczułam się tak okropnie, że nie jestem w stanie tego opisać. Kolejna osoba, którą zawodzę, której przeze mnie przykro i źle..Tak bardzo bym chciała móc już do dziadków pojechać, być lepszą wnuczką, pomagać im, tak bardzo, bardzo bym chciała..Jak o tym myślę to znowu chce mi się płakać. Przepraszam was wszystkich, naprawdę przepraszam. Jak tylko będę mogła, to na pewno jedna z pierwszych rzeczy jaką zrobię, pojadę do dziadków...
Cieszę się, że pies nie ma dysplazji, że jakoś wszystko się poukładało, teraz od nowa mogę zabrać się za sprzątanie, a później za siebie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz