dzień dwudziesty czwarty

sobota, 17 grudnia 2011

Wczorajszy wieczór/noc i dzisiejszy dzień to mnóstwo stresu, płaczu..Wszystko na raz się zwaliło na nas co złe i nie wytrzymałam tego, przytłoczyło mnie to, musiałam się wypłakać, wygadać. Za dużo zmartwień ostatnio, za dużo nerwów. Dziś miałam panikę, że trzeba będzie uśpić szczury, bałam się jak zareaguję, że wpadnę w panikę, histerię, bałam się ich straty, kocham wszystkie swoje zwierzaki, taka już jestem. Tak więc rano miałam ogromne nerwy i było już źle, potem jak okazało się, że wszystko jest dobrze, powoli ze mnie zeszło wszystko, po południu musiałam odespać wczorajszą noc i wczorajsze płacze, nerwy..Teraz za to znowu się stresuję jutrem, psa prześwietleniem, lęk przed lękiem, czy sobie poradzę czy nie. I Święta coraz bardziej mnie dręczą, więc żyję w napięciu.
Czego ja się obawiam ? Spróbuję to opisać, żeby rodzice wiedzieli jaka jest sytuacja..cieszę się że P. zostaje, że rodzice wpadną, ale jednocześnie boję się, że zrobi się z tego coś takiego poważnego, czego muszę się obawiać. Sam ten dzień przyprawia mnie o nerwy, widmo jakiejś kolacji tym bardziej, wizyty kogoś, nawet jak to tylko rodzice. Po prostu zawsze się tego bałam, zawsze ten dzień był nieprzyjemnym, więc samo to że istnieje powoduje stres. Boję się, że spanikuję, bo to przecież Wigilia więc trzeba panikować, że rodzice przyjdą a ja dostanę ataku paniki, że będą na mnie źli albo co, albo że nie będę w stanie się uspokoić. Po prostu boję się swoich reakcji, nieracjonalnych myśli, swoich lęków..Tego, że przez same złe wspomnienia z tego dnia, przez samo to że to ten dzień będę się bać, choć przecież będę bezpieczna w swoim domu, z bliskim osobami, które rozumieją i zrobią wszystko by mi pomóc. Więc tak naprawdę czego się boję? A no tego, że stracę kontrolę, że ktoś nie zrozumie, nie wiem. To już pewne, że wezmę tego dnia tabletkę. Boję się, że ktoś mnie będzie do czegoś zmuszał, że będę chciała powiedzieć rodzicom, żeby nie przyjeżdżali albo żeby wyszli, nie wiem. Takie głupie myśli mnie nachodzą, próbuję to zdefiniować, ale wstydzę się mówić, nie chcę nikogo urazić, wiem że to głupie wszystko i nieracjonalne...To tylko jeden dzień, który może być przyjemny, a ja się zachowuję, jakby to miał być jakiś koszmar i robię z tego koniec świata zamiast na to się cieszyć, ale naprawdę się boję jak to będzie, najchętniej chciałabym , żeby było już po. Wiem, że muszę spróbować, choćby miało być źle, choćbym miała się potem wstydzić..ale co innego mam zrobić? Schować się pod kołdrę? Też niedobrze..przecież to tylko wizyta rodziców, a nie nie wiadomo co. Przecież w razie co zrozumieją, nie muszę się tak okropnie bać i wstydzić. Mam przynajmniej taką nadzieję. Czemu to tak źle mi się kojarzy..Ale jeszcze tydzień..Póki co muszę przetrwać dzień jutrzejszy i oby wszystko było dobrze..bo już bym chciała odetchnąć i z powrotem zabrać się do roboty...

0 komentarze:

Prześlij komentarz