Panika od rana mnie ogarnia...ale nie chcę się poddać. Korci mnie żeby już zadzwonić do mamy żeby wieczorem przyjechała do mnie. ale co to da? Czy to mi w czymś pomoże? Fakt, boję się jak cholera, chce mi się płakać z paniki, przed paniką, ale muszę się z tym zmierzyć. Mimo że to ostatnia rzecz której chcę, to muszę, bo jak inaczej ma być dobrze? Mam nadzieję że więcej lęku jest przed tym jak będzie, a potem jakoś się ułoży. Jestem silną dziewczyną, tak łatwo miałabym dać się zniszczyć?
I tak w kółko sobie powtarzam, nie zawsze się sprawdza. Cały czas odczuwam w środku lęk, specjalnie rano się trochę nakręciłam sama żeby pokazać sobie, że dam radę i że nic się od tego nie dzieje. Tylko, że to nadal nie jest ta panika, której się obawiam. Do tej nie mogę dopuścić. Za moment będę mieć próbę generalną, bo Piotrek jedzie do kakadu i na stację, więc trochę go nie będzie.
I co? Wytrzymam, bo nie mam wyjścia, bo jestem u siebie, w bezpiecznym domu, gdzie nic mi nie grozi.
Okropnie ssie mnie w żołądku z głodu, bo te nerwy robią swoje, zwłaszcza jak jeszcze przez to nie można jeść. Zaraz się będę musiała zmusić do przekąszenia czegoś.
Dam radę, jestem dzielna, silna i uparta. Nie poddam się. Kolejny dzień czas zacząć. Te dni mogą być przełomem.
***
22:24
Próba generalna przebiegła pomyślnie. Wieczór póki co również przebiega pomyślnie, zero ataku, lekki niepokój, od którego odwracam myśli. Tak, jestem z siebie dumna, wszystko wskazuje na to że jeden wieczór mogę zaliczyć do udanych. Co prawda jeszcze spać się nie wybieram, ale mam nadzieję że dobry nastrój mnie już dziś nie opuści.
Krytyczny moment może się pojawić jutro rano i wieczorem. A może nie? Może to znowu tylko moje wyobrażenie? Wstanę, pójdę z psem na spacer, prześpię pół dnia, a potem zabiorę się za sprzątanie. A w niedzielę rano będę już odliczać godziny do powrotu Piotrka. Jak wróci weźmiemy się ostro do roboty i ani się obejrzę wszystko zacznie wracać do normy. Nie oczekuję cudów, wiem, że wszystko wymaga czasu. I mam zamiar dać sobie ten czas, robić to, na co jestem gotowa, co nie znaczy że będę sobie odpuszczać, ale stopniowo zwiększać wymagania. Póki co niech to będą rzeczy z których mogę się rozmyślić, gdzie nie jestem od nikogo uzależniona, a potem jak już nabiorę siły zachęcona sukcesami będę myśleć o sytuacjach w których jestem uzależniona od innych.
Nie ważne, te dni nie są najlepszym momentem na rozmyślanie o tym, jeszcze me myśli zejdą na złe tory, a nie o to przecież chodzi.
Misja : przetrwać weekend rozpoczęta. Rokowania : dobre.

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz