Wczorajszy wieczór minął spokojnie, udało mi się zasnąć po wypiciu melisy i rano obudziłam się bez lęków. Zaspana poszłam z psem, a po powrocie na nowo do łóżka. Niestety Helena nie dała mi już usnąć i lęki mnie dopadły. Z mniejszą lub większą intensywnością trzymają mnie do teraz. Ręce mam zimne, policzki gorące, doskonały powód by wmówić sobie, że coś złego się ze mną dzieje. Jaaaasne.
Nic się nie dzieje, odkąd pamiętam mam uczucie gorąca i zimne ręce podczas nerwów. Normalna reakcja organizmu. Przetrwałam już tyle- to przetrwam do końca. Jutro o tej porze będę odliczać godziny i czuć się już spokojniej. Ranek- którego się obawiałam minął, teraz pozostaje wieczór. Mam nadzieję że będzie taki jak wczorajszy. Choć póki co nic na to nie wskazuje, bo myśli nie chcą odejść i wciąż gdzieś z tyłu głowy mnie zaczepiają. Nie dam się. Jestem silna, dzielna, tyle już zniosłam to zniosę i to. Jest ciężko, ale gdyby nie było, to co to by był za sukces?? Czas się czymś zająć bo złe myśli czyhają i myślą kiedy zaatakować. Pif paf, zgińcie. Właśnie że będzie fajnie.
***
00:04
Od razu inaczej człowiek się czuje jak zje porządną kolację. I jak pokona swoje słabości i przetrwa cały dzień i wieczór. Bywały chwile zwątpienia, lęków, ale udało mi się z nimi poradzić. Jutro o tej porze będę już świętować swoje zwycięstwo. Coś czuję, że będę musiała się wypłakać, bo mimo że może wydawać się to proste, naprawdę dużo mnie to kosztowało. Najtrudniejsze było podjąć decyzję, że zostaję sama. Nie prosić o pomoc mamy. I tak za dużo ostatnio tej pomocy potrzebowałam. Miewałam wyrzuty sumienia, że zamiast jechać na działkę musi ze mną siedzieć. Ale trafiło do mnie to co powiedział Piotrek. Czy jeśli kiedyś sama będę miała dzieci i jedno z nich zadzwoni do mnie z prośbą o pomoc to będę uważała to za stratę czasu lub będę zła? Nie. Wiem, że mama też nie jest, ale czasami mi po prostu głupio. Chciałabym sobie ze wszystkim radzić sama, ale nie zawsze jest to możliwe, nie zawsze potrafię. Na szczęście mam na kogo liczyć. I bardzo to doceniam, choć może nie jestem najlepsza w okazywaniu uczuć i wyrażaniu swoich myśli na głos. Wychodzi mi tylko "na papierze". Bo lubię pisać, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pójść w tym kierunku.
Wracając do mojej walki, cieszę się że tak to się potoczyło, mam nadzieję że doda mi to siły i wiary w siebie, swoje możliwości. Dzięki temu zniknęły natrętne myśli o zwariowaniu- bo zwyczajnie nie miałam na nie czasu. Mam nadzieję, że wszystko zmierza w dobrą stronę, że teraz, będzie już tylko lepiej. Czuję, że to ten moment i muszę go wykorzystać. Zgubiłam gdzieś ostatnio swoją siłę i zaciętość, teraz staram się ją odnaleźć i dążyć do wyznaczonego przez siebie celu. Wierzę, że mi się uda.
Tymczasem muszę przetrwać jeszcze jeden dzień.
Sobotę zaliczam do udanych. Kolejny sukces na moim koncie.

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz