dzień czternasty

wtorek, 6 grudnia 2011

no i minęły dwa tygodnie :) Czuję się lepiej, więcej się uśmiecham i jakoś tak mi lżej na duszy. :)
Byłam dziś w dalszym sklepie, z kosmetykami, chciałam sobie kupić lakier do paznokci, ale nie starczyło mi pieniędzy, bo wcześniej byłam już w budzie po sok. Kupiłam więc cokolwiek, poszłam do parku i wróciłam do domu. Staram się to robić codziennie, żeby nie wyjść z wprawy i już prawie nie odczuwam stresu z tym związanego.
Ostatnio, może przez zmianę pogody mamy jakieś leniwie dni, nic tylko wejść pod kołdrę i leżeć i nie wychodzić..ciężko jest to przełamać, ale jakoś, choć z ciężkim sercem się udaje.
Nawet zaczęłam myśleć o psychologu i poszukiwać jakiegoś blisko. Jednak myśl, że miałabym iść do kogoś nowego, opowiadać wszystko od początku, nie jest zachęcająca. Nie wiadomo na kogo trafię, czy będzie wyrozumiały. Dlatego wolałabym iść do kogoś, kogo znam, ale to z drugiej strony bardzo daleko, nie chciałabym znowu potem rezygnować przez odległość. Póki co jedynie o tym myślę, jeszcze nie wprowadzam w czyn, ale cieszy mnie to, że nie wydaje mi się to już takie niemożliwe jak choćby tydzień, dwa temu. To oznacza, że są postępy. Mam ochotę na jakiś drastyczniejszy krok, ale pies mnie blokuje, oby do końca tego tygodnia. Może jak dobrze pójdzie to po nowym roku rozpocznę już terapię. Co do leków, to sama nie wiem, z jednej strony są pomocne, a z drugiej jak czytałam na forum, jak ludzie to biorą, a i tak jest źle i tak mają myśli samobójcze, lęki , bo potem żrą tyle tych tabletek, że organizm się uodparnia i muszą brać coraz więcej, aż w końcu biorą kilkanaście tabletek i nigdzie nie ruszają się bez..nie chcę tak całe życie, przecież w końcu leki trzeba odstawić i nauczyć się bez nich, bo wszystko wraca po odstawieniu..kiedyś trzeba się z tym zmierzyć i nauczyć żyć bez. Póki co dobrze mi idzie bez, może tak zostanie, najważniejsza to terapia, a nie jakieś proszki, które w sumie tylko mnie zmulały i powodowały nastroje depresyjne i ciągle spałam. Nie mówię nie- ale też nie czuję jakiegoś niesamowitego parcia na nie. Chciałabym być na tyle silna, by udowodnić sobie i światu, że da się. Bo kiedyś i tak będzie trzeba. Nie będę całe życie żreć proszków. Może lepiej zmierzyć się z tym teraz, póki nie mam na utrzymaniu rodziny i tak naprawdę mogę sobie na to pozwolić.
Czas pokaże, jak to będzie.
Minęły dwa tygodnie, wszystko się zmienia, ale najbardziej chyba moje samopoczucie, czuję się lepiej jak osiągam jakieś sukcesy, więcej mi się chce, więcej robię, nie przesiaduję całego dnia w łóżku pod kołdrą, to jest niesamowity sukces! I to, że jak mam gorszy dzień, to nie rzucam wszystkiego na czas nieokreślony. Cieszę się z tego, choć wiem, że jeszcze długa droga przede mną, ale powoli zamierzam ją przejść.
Czas na kolejny rozdział poradnika.

0 komentarze:

Prześlij komentarz