Kiedy powiem sobie dość..

czwartek, 12 kwietnia 2012

Nigdy. Nigdy nie powiem sobie dość. Będę walczyć na przekór wszystkiemu i wszystkim. Nie dam zniszczyć nerwicy całego mojego życia. Jestem uparta, jestem silna, jak coś postanowię to dążę do tego, choćby bardzo dużo mnie to kosztowało.
I kosztuje, bo nie jest lekko. Bardzo często mam ochotę się poddać, rzucić to wszystko, powiedzieć, że ja już mam dość i nie wierzę w dobro..Bo czasem tak jest. Nawet dziś przychodzą mi takie myśli do głowy. Patrzę na innych ludzi i zastanawiam się czy kiedyś i ja będę tak bezproblemowo sobie szła, czekała na przystanku, czy siedziała po 8h w pracy. Na ten moment wydaje mi się to nierealne. Sięgam pamięcią wstecz, do rzeczy, które jeszcze 2 miesiące temu wydawały mi się nierealne, niemożliwe, a teraz przemieniły się w rzeczy do wykonania. Pocieszam się, że stopniowo dojdę i do tych trudniejszych. Czas płynie nieubłaganie, ale nie próbuję na siłę przeskakiwać kolejnych etapów do wyzdrowienia, bo wiem, że mija się to z celem.
Trudnym krokiem było odezwanie się do psychologa. Strach przed tym jak to będzie, że nie dam rady, wstyd, że wcześniej tak nagle i bez wytłumaczenia zrezygnowałam. W końcu jednak udało mi się nawiązać kontakt i była to dobra decyzja, czuję, że coś może ruszyć do przodu. Obawiam się tego jak będzie, czy podołam, czy znowu mnie to nie przerośnie...
Ostatnio pojawiły się u mnie lęki hipochondryczne, które według psycholog ( z czym chyba muszę się zgodzić) wynikają z chęci ucieczki przed sytuacjami stresowymi..Pojawiło się coś innego, abym nie ruszyła dalej, by uniemożliwić mi robienie postępów, toczenia walki na kolejnym poziomie..którego szczerze się obawiam. Wobec tego pojawiły się lęki o zdrowie, przejmowanie się i wmawianie sobie fizycznych objawów, skupianie się na sobie i swoim zdrowiu..Wszystko po to, by zwrócić uwagę na coś innego, częściowo się wycofać z tego co robię..
Przyznaję, że rzeczywiście tak może być. Boję się, że dalej będzie trudniej, ciężej, że nie wytrzymam i sobie nie poradzę, że będzie to ponad moje siły. Boję się, że jednak jestem za słaba, na to by się udało.
Mimo wszystko staram się dalej, bo nic innego mi nie pozostaje, ale jest to ciężka walka i czasem ogarnia mnie smutek i lęk, że jest ona bezsensowna..
Ostatnio ciężko mi rozmawiać z bliskimi dla mnie osobami. Czuję w głębi serca, że nie powinnam non stop im marudzić, zadręczać swoimi problemami. Przykro mi, że jedyne co im daję to powody do zmartwień, jedyne o czym ciągle rozmawiamy to kłopoty. Nie chcę, aby ktoś się o mnie martwił, nie chce nikomu zawracać głowy, dokładać trosk..Wstyd mi i głupio, choć wiem, że pewnie nie powinno bo od tego ma się bliskie osoby...Niestety jednak mam ochotę dusić wiele w sobie, by nie przytłaczać nikogo tym, co ze mną się dzieje, bo tak strasznie, strasznie mi głupio..Chciałabym, aby i bliscy mogli trochę od tego odpocząć, zapomnieć, przestać się przejmować..Muszę się starać jeszcze bardziej.

1 komentarze:

beti19 pisze...

Kochana Twoi rodzice beda całe zycie martwić się o Ciebie i nie zmienisz tego faktu,nawet gdy już bedziesz dorosła, będziesz miała dzieci i wówczas też bedą sie martwić bo jesteś ich córką.
Przypomnij sobie słowa Twojego taty w komentarzu:
"Jesteśmy z Ciebie dumni od dnia Twoich narodzin...." powinnaś o tym cały czas pamiętać.......

Prześlij komentarz