Nie wiem co to było w nocy..jakiś spadek, w końcu obudziłam P. i się wypłakałam..Nadal nie czuję się dobrze, nadal nie mogę na nowo się zebrać, nie wiem dlaczego, usnęłam prawie o 6.
Chciałabym pojechać na działkę, ale czuję, że to się nie uda i już się tym dołuję, przez co chyba nie mogę się zebrać. Gdzie podziała się ta siła z przed kilku dni? Czy to zawsze tak będzie, że parę dni dobrze, parę dni źle? Obiecywałam sobie, że mimo tego, że będzie źle będę coś robić..a póki co z tego wszystkiego udaje mi się jedynie dbać o cerę..a reszta?
Nie widzę sensu, nie umiem,wszystko mnie dołuje. Dołuje się tym, że się nie udaje, przez co nie zaczyna się udawać, bomba..
Wczoraj mieliśmy iść o parku, ale siedzieli tam jacyś ludzie, więc zamiast tego pospacerowaliśmy po osiedlu..szkoda, bo miałam nadzieję, że to mnie na nowo zmobilizuje..męczą mnie już takie huśtawki..raz jest dobrze, coś zaczyna wychodzić, potem wystarczy, że 2 dni coś się nie uda i z powrotem jest źle..Naprawdę już nie wiem jak z tym walczyć, w końcu ile razy można zaczynać od początku? Jak tylko coś mnie wybije z rytmu i nie dopilnuję tego by szybko się podnieść po tym, czy po jakiejś "porażce" to potem już jest na nowo źle..
Nie mam chęci, ochoty, mam wyrzuty, że ostatnio się obżerałam, czuję się brzydka i gruba co też odbiera mi chęć do działania..
Poza tym czasem mam wrażenie, że i tak wszystkim wszystko jedno, czy będę się starać, czy nie będę się starać..jakbym tylko ja sama musiała siebie motywować, a jak już spadam w dół z powrotem to nie ważne..jakby nie zależało na tym, żeby dopilnować tego, żeby znowu się tak nie porobiło..
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz