Lęki, lęki na temat dnia dzisiejszego - już za mną, tyle się bałam a nie było tak źle, bo większość czasu przespałam. 2h snu, a potem pies stwierdził, że wystarczy i trzeba się nim zająć. Sama w domy byłam 3h, nic się nie stało, 1,5h byłam świadoma, pod koniec zaczęły brać mnie nerwy, ale wtedy zapikał domofon. tak bardzo się bałam, a w końcu jakoś przetrwałam i obyło się bez ofiar. Jednak jak to ja, zamiast cieszyć się sukcesem, martwię się dniem kolejnym. Martwię się weekendem, nie wiem jak zrobić, by było dobrze. raz chcę jechać do rodziców, raz wolę zostać u siebie. bardzo mnie to stresuje, nie wiem jak zrobić by było dobrze.
plusy zostania u siebie :
- łatwiej z psem
-w swoim domu bezpieczniej
-w razie ataku nikt nie zawraca głowy
plusy jechania do rodziców:
-czas szybciej mija jak się jest z kimś
-nie będę siedzieć sama cały weekend
-ktoś dopilnuje żebym miała co zjeść
-nie będę sama w nocy
minusy zostania samej:
-jak coś się stanie nikt mi nie pomoże
-2 dni i 2 noce sama
-dużo czasu na myślenie
-ryzyko niekontrolowanych ataków
minusy jechania do rodziców:
-naciski jak będę chciała się uspokoić sama
-boję się drogi
-boję się tam chodzić z psem
-mniej bezpieczne miejsce
...;( Nijak nie będzie dobrze, dobrze by było jakby Piotrek nie jechał, a musi. niby to dopiero jutro, a ja wciąż o tym myślę, płakać mi się chce, nie wiem jak to rozwiązać, raz czuję że dam radę, raz jestem kompletnie przerażona i wydaje mi się że to koniec świata...
***
Nadal jestem przerażona tym weekendem, ale chyba najlepiej będzie jak zostanę u siebie, w razie co zadzwonię do rodziców żeby przyjechali. Muszę zobaczyć, że nic się nie dzieje jak zostaje sama, że nawet jak dostanę ataku to on minie i sobie poradzę, że nic mi nie będzie, wybić sobie z głowy jakieś karetki i czarne scenariusze. W razie co przecież rodzice będą u mnie w ciągu 15 min. Nie mogę dać się zwariować. Dobrze mi to zrobi. Tak sobie powtarzam teraz jak już trochę się uspokoiłam, ciekawe co będzie jutro.
Nie wiem czego ja się boję. tego że będę się bać i sobie coś wmówię, że coś mi się stanie. Nic ci się nie stanie, kobieto, to tylko lęki, dzisiaj też miałaś umierać i w ogóle miało być tragicznie. A pomyślmy jaka będę z siebie dumna jak mi się uda, będzie to jakiś postęp, nie mogę wiecznie dawać się niańczyć, piotrek musi wrócić do pracy, czasami muszę zostawać sama, nie mieszkam na końcu świata, w razie awarii rodzice przyjadą i się uspokoisz. w razie co mam tabletki, które mogę sobie wziąć i pomogą. Jutro szybko pójdę spać ( jak hela da ) i będzie już sobota- najbardziej się boję soboty wieczór sama nie wiem czemu, wspominam zeszły raz jak byłam sama i miałam ataki, ale skoro wtedy sobie poradziłam to i teraz sobie poradzę. To głupie może się wydawać że stresuję się taką głupotą- ale tak działają nerwy, powtarzam sobie że będzie dobrze, że nie takie rzeczy dawałam radę, że będę u siebie w domu, w razie co zacznę grać w kanastę czy coś oglądać i minie, zawsze mija. Godzinę temu też się zaczynałam trząść na myśl o jutrze, a teraz już lepiej, minęło odrobinę, najważniejsze to nie dać panice się rozwinąć, choć w niektórych książkach piszą że żeby z tego wyjść trzeba sobie pozwolić odczuć tę panikę na 100% tylko żeby to było takie łatwe. Przypominam sobie co mówili psycholodzy, że każdy atak paniki kiedyś dochodzi do pewnego punktu a potem zaczyna opadać, że od tego nic się nie dzieje, tylko trzeba przeczekać, odwrócić myśli, uwagę. To nie takie proste jak Cię ogarnia taki lęk że nie wiesz co masz zrobić ze sobą, rękami, oczami...Dlatego najlepiej nie dopuścić do takiego stanu, powiedzieć głupim myślom SPADAJCIE, WON !! Zanim zdążą przejąć nad tobą kontrolę. Poradziłam sobie dziś, zawsze przewiduję najczarniejsze scenariusze a potem okazuje się że jest lepiej niż myślałam, teraz też tak będzie.
W końcu walka to walka, czasami mówię sobie że muszę zrobić coś trudnego, bo wtedy szybko pójdzie- no to mam, pierwsze trudne zadanie jak na ostatnie czasy. I co nie dam rady? Nie dam? To zobaczycie że dam, na noc meliska, być może jutro lek przed wyjazdem Piotrka, jestem "uzbrojona" w śmieszny serial, mulinę i damy radę. Tylko jeszcze dam Helenie coś na sen, żeby mi nie przeszkadzała w odwracaniu uwagi.
Czas coś zjeść ( co ze względu na ten stres przychodzi mi z trudem) i na spacer, może jakiś śmieszny film, w końcu jakoś trzeba sobie radzić, żeby matka się nie śmiała że "siedzę i się stresuje" :) I mamo, nie płacz, bo przestanę pisać, a w sumie mi to pomaga. i lubię to.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Cześć.
Nie znamy się, mimo to pozwolę sobie śledzić Twoją historię. Sam mam podobne problemy. Życzę wytrwałości i powodzenia,na bank będzie dobrze:)
Pozdrawiam, Łukasz
Witam, w takim razie również życzę dużo siły w walce z problemami :)
Prześlij komentarz